Wylądowaliśmy w jakiejś wielkiej gotyckiej komnacie. Wzdłuż jednej, dłuższej ściany był rząd okien, przy oknach i bardziej po środku były poustawiane stoliki z krzesłami a po drugiej stronie stały regały z przeróżnymi księgami. Na ścianie obok wejścia do komnaty widniał napis Victoria Encyclopaedia. Przy niektórych stolikach siedziały osoby w czarnych pelerynach i studiowały owe księgi. Pies otrząsną się, widocznie był chwilowo oszołomiony tą niezwykłą podróżą, gdyż wstał i zaczął mnie znów gdzieś ciągnąć. Jeszcze w tym momencie nie zdawałem sobie sprawy gdzie właściwie trafiłem. Pies zaprowadził mnie do regału z napisem Mugoloznawstwo. Człowiek chociażby nie chciał znaleźć jakiejś księgi, to nie sposób przejść obok takiej, która drży i podskakuje. Wyjąłem ją z regału, otworzłem i wyszukałem hasło :
"Qurd w krainie czarów - główny bohater rozdrażnia lustro, które wciąga go do krainy czarów. Qurd nie może jej opuścić dopuki nie wykona zadania a jest nim wyjazd bajkowozem złego władcy z tej krainy. Odwiedza przy tej okazji Hogwart i Niebo."
"A więc jestem w bibliotece Hogwartu. A ta kość w lesie to był świstoklik, który właśnie nas tu teleportował". Odłożyłem księgę i spojrzałem w kierunku stolików i osób tam siedzących. Wszystko się zgadzało. Gdy szedłem z psem do regału kątem oka dojrzałem znajomą postać, ale polecenie Jelenia jeszcze jakoś wpływało na mnie poczuciem obowiązku. Przy jednym stoliku siedziała Hermiona Granger czytając jedną z grubszych ksiąg. Miałem zamiar do niej dojść, gdy pies zaczął szczekać. W wejściu stała kotka woźnego, Pani Norris. Wpatrzona w psa stała nieruchomo gotowa do ucieczki lub rzucenia się na intruza i tylko jej ogon wskazywał jak bardzo jest niezadowolona. Chwilę po niej w drzwiach ukazał się przygarbiony woźny Filch, ominął kotkę i wpadł do biblioteki swoim kołyszącym się na boki krokiem. Stanął przede mną, zadarł głowę do góry by spojrzeć na mnie i wrzasnął:
- Intruz! Mugol w Hogwarcie! Stój tu, nie ruszaj się, bo rzucę na ciebie zaklęcie zmieniające! - to mówiąc wyciągną różdżkę i skierował ją na mnie. Ze względu na jego krzyk, aż pies przestał ujadać do Pani Norris.
- Panie Filch - powiedziałem spokojnym głosem - wszyscy w Hogwarcie wiedzą, że jest pan charłakiem i nie ma pan żadnych magicznych mocy, więc niech pan schowa tą różdżkę, bo jeszcze pan komuś krzywdę nią zrobi.
Filch zrobił się czerwony i zadrgał mu nawet najmniejszy mięsień na twarzy a sam znowu wrzasnł:
- Ja umiem, ja się uczyłem, ja ci mugolu zaraz pokażę - to mówiąc zaczął wymachiwać różdżką. Pies przyglądał się chwilę poczynaniom woźnego, wkońcu odwrócił się do mnie i zaczął patrzeć mi prosto w oczy, czym zwrócił moją uwagę. W tym momencie jakby w mojej głowie odezwał się właśnie pies:
" Qurd, zrób z nim coś, bo mnie denerwuje"
" Pies, nie wiedziałem, że potrafisz rozmawiać telepatycznie."
" Tak było w scenariuszu, taka rola mi przypadła"
"Co niby miałbym mu zrobić, przecież nie mam różdżki i nie znam żadnych zaklęć."
"Trochę wiary w siebie Qurd, jesteś w swojej krainie czarów, Hogwart to nie jest twoja bajka"
"Faktycznie" - pomyślałem i spojrzałem na usta Filcha, który cały czas mamrotał jakieś zaklęcia. Na początek stwierdziłem, że w miejscu takim jak to czyli w bibliotece powinno być cicho. Pies się potrafił uciszyć to teraz zrobi to Filch. Woźny w tej swojej złości nawet nie zauważył, że stracił głos. Nagle zrobiło się cicho a w mojej głowie znów odezwał się głos psa:
" Qurd, ty źle to robisz. Wyciągnij w jego stronę chociaż dłoń, rozchyl palce, wyprostuj rękę w łokciu i udawaj chociaż, że masz takie moce. Tak to nikt nie będzie wiedział, że to ty mu to zrobiłeś."
"Dzięki za radę, Pies"
Ucieszony, że mogę być kimś w rodzaju czarodzieja bez różdżki, poszedłem za radą psa. Wyciągnąłem rękę w stronę Filcha i spojrzałem na jego różdżkę. Rozbłysła nagle na końcówce. Po sali rozszedł się pomruk. Większość osób wypowiedziała na głos "WOOW" zapewne w wyrazie zaskoczenia i szacunku dla woźnego, że po tylu latach bezskutecznych prób nauczenia się choćby najprostszego zaklęcia wkońcu przyniosło skutek. Usłyszałem nawet jedną wypowiedzianą na głos inkatację "Lumos". Filch oniemiał, jego twarz już zaczynała przybierać wyraz tryumfu i szyderczego uśmiechu, gdy nagle jego różdżka sflaczała a w ręku trzymał kawałek gumy od majtek. Woźnemu znów wrócił na twarz ten jego złośliwy grymas i w tym momencie stwierdził, że na dodatek nie może nic wypowiedzieć. Znając źródło swojego niepowodzenia i swojego stanu, Filch z tej wściekłości rzucił się na mnie z pięściami cały czas ściskając mocno gumę od majtek. Zrobił zaledwie dwa kroki w moją stronę, gdy nagle zaczął się unosić do góry przebierając jeszcze przez jakiś czas nogami. Po sali znów rozszedł się szmer. Tym razem wszystkie głosy wypowiadały na głos zaklęcie unoszenia przedmiotów "Wingardium Leviosa", jednocześnie spoglądając w moją stronę. Kotka Norris widząc co się dzieje z jej panem zaczęła żałośnie i głośno miałczeć. Pies na to zareagował donośnym szczekaniem. Na to wszystko wparowała do biblioteki postać ubrana cała na czarno z przetłuszczonymi czarnymi włosami, krzycząc:
-Co tu się dzieje?! - i spojrzał na lewitującego Filcha - Argusie!!!
Woźny bezradnie rozłożył ręce i głową skinął na mnie, obracając się wokół własnej osi jakby był zawieszony na niewidzialnej linie. Pies i kotka znów umilki słysząc krzyk. Przybysz zwrócił swoje przenikliwie zimne spojrzenie na mnie.
"Proszę, proszę, toż to przecież profesor Snape" - pomyślałem i zaraz usłyszałem w myślach jego odpowiedź:
"Skąd mugol zna moje nazwisko?" - pomyślał z pogardą.
"Ja dużo wiem o Hogwarcie, profesorze"
"I jeszcze zna legilimencję" - jego brwi uniosły się w zdziwieniu.
"W moim świecie nazywamy to telepatią"
Opuściłem rękę, bo zaczęła mnie już boleć. Mimo to woźny nie przestał lewitować. Do biblioteki żwawym krokiem weszła jeszcze jedna czarownica. Również ubrana na czarno.
- Dzień dobry, pani profesor Mcgonagall - wyrwało mi się jakbym był jednym z uczniów Hogwartu.
- Witam - to mówiąc obejrzała mnie taksującym wzrokiem a chwilę potem zwróciła się do Snape'a - Sewerusie, wytłumaczysz mi tą sytuację?
Zrobiła gest dłonią ogarniając całe to zamieszanie.
- Gdy tu przyszedłem a zrobiłem to chwilę przed tobą Minerwo, zastałem tą sytuację tak jak widzisz. Z jedną małą różnicą - tu sciszył głos - ten mugol zna legilimencję. Wie kim jesteśmy. Jak dostał się do Hogwartu? Jest przecież zabezpieczony zaklęciami.
- Skoro też tu przyszedłeś o tej samej porze co ja, to znaczy, że profesor Trelawney powiedziała ci również co się tu dzisiaj wydarzy. Jej wewnętrzne oko znowu dało znać o sobie.
- Nie przypominaj mi tej wariatki - warknął Snape.
- Nie ważne co o niej myślisz, Severusie. To dzięki niej tu jesteśmy i należy teraz się zastanowić, co z tym człowiekiem należałoby zrobić.
- Tu się nie ma nad czym zastanawiać. Trzeba go odesłać do świata mugoli.
- Tak, to oczywiste. Zastanawiam się... chmmm... skoro ten człowiek znalazł się w Hogwarcie, widocznie nie zatracił dziecięcej wyobraźni, jak to się dzieje z większością dorosłych. Można by było zatrzymać go tu na jakiś czas. Przydałby nam się tu ktoś do pomocy w walce z Sam-wiesz-kim.
- Słóżę pomocą, chętnie rozejrzę się po Hogwarcie, ooo... niezbyt dobrze znam Slytherin - wtrąciłem zadowolony, że trafia mi się taka okazja.
- Niee!!! - zaprotestował stanowczo profesor od eliksirów - Znam z historii magii takie anomalia i już dawno nie zdarzyło się coś takiego. Czarny Pan ma podobne moce do niego i nie pozwolę, by ktoś taki chodził swobodnie po Hogwarcie!
Jego mowę przerwało jakieś przeraźliwe wycie. Z jednej z krótszych ścian wyłonił się Irytek, złośliwy duch Hogwartu i przelatując nad głowami nas wszystkich wrzeszczał na całe gardło rzucając po drodze we wszystkich łajnobombami.
- Włączamy niskie ceny, włączamy niskie ceny u Freda i George'a Wesleyów.
"Nawet tutaj w Wiktorii Encyklopedii pokazują się reklamy" - pomyślałem.
Kilka tych bomb trafiło w uczniów oblewając ich jakąś śmierdzącą substancją. Irytek zaśmiał się z nich szyderczo.
Następni uczniowie wyciągnęli już swoje różdżki z zamiarem odparcia ataku. Zrobili to również profesor Snape i profesor Mcgonagall. Jednak Irytek zaniechał dalszego rzucania widząc tyle wyciągniętych nagle różdżek w jego stronę. Dojrzał natomiast bezbronnego, lewitującego swobodnie w powietrzu Filcha. Podleciał w pobliże woźnego i rzucił w niego cały swój zapas śmierdzących bomb.
Nie mogłem na to pozwolić. Przecież woźny nie mógł się w tej chwili bronić ani nawet skryć się przed bombami. Wyciągnąłem szybko rękę w stronę lecących bomb, które nie rozbiły się na Filchu a zaczęły wirować wokół niego. Irytek przestał się śmiać, gdy to zobaczył i przestał się przesuwać w powietrzu zdziwiony. Bomby natomiast zatoczywszy kilka kółek zaczęły z impetem wracać do właściciela, rozbijając się na nim. Irytek tym razem wrzeszcząc, ale ze strachu, uciekł chowając się w drugiej z węższych ścian pozostawiając na niej tylko mokrą plamę po substancji, która spływała z niego. Wśród uczniów podniósł się ogólny aplauz, że wkońcu ktoś dał Irytkowi nauczkę. Profesor Mcgonagall natomiast zaczęła rzucać w koło zaklęcia czyszczące. Na koniec chciała sprowadzić woźnego na ziemię, ale jej zaklęcie nie skutkowało. Zorientowałem się, że jej zaklęcie nie działa przeciwko mojej woli. Szybko opuściłem Filcha i przywróciłem mu głos, żeby pani profesor nie straciła reputacji wśród uczniów. Snape jednak zwrócił na to swoją uwagę i jego obawy jeszcze się potwierdziły.
- Wracając do tematu - zwrócił się znów do Mcgonagall - ten mugol może narobić w Hogwarcie więcej zamieszania niż pożytku. Profesor Trelawney bardzo trafnie tym razem przewidziała przybycie nieznajomego i przewidziała też w jaki sposób odesłać go do jego świata. Ze względu na jego nieograniczoną moc, musiałem zrobić eliksir według starożytnej receptury. Profesor Trelawney powiedziała mi również , w której księdze mam jej szukać. Nie miałem pojęcia o istnieniu tej księgi i jej zawartości. Dzięki niej... - Snape zorientował się, że chciał powiedzieć za dużo. Zreflektował się niemal natychmiast wyciągając małą buteleczkę.
- Sam eliksir, gdybym go kiedykolwiek zrobił, nie miałby żadnej magicznej właściwości. Dopiero przelanie go do tej magicznej buteleczki, którą zawsze przestawiałem z kąta w kąt, daje mu niezwykłą moc przenoszenia mugoli do ich świata. Proszę Qurd, to dla ciebie.
Wziąłem od niego buteleczkę i spojrzałem na etykietkę z napisem "Balsam dla twojej duszy"
- Profesorze Snape - spytałem - pan również zna moje nazwisko, mimo że go tu nie podałem. Jak mniemam zna je pan od profesor Trelawney?
- Zgadza się - odparł Snape.
- Proszę się jej nie pozbywać z Hogwartu. Chciałbym jeszcze zamienić słówko z panną Granger.
- Nie mogę na to pozwolić - ręka Snape'a skierowała się w kierunku różdżki.
- Profesorze, chodzi o jej sprawy rodzinne - powiedziałem a telepatycznie jeszcze mu dodałem: "Chyba nie chce pan stracić swojej reputacji? Niech pan zastosuje się do zaleceń profesor Trelawney"
"Nie mogę się już doczekać" - Snape cofnął rękę od różdżki.
Podszedłem do stolika, przy którym siedziała zdumiona Hermiona Granger. Pochyliłem się nad nią i szepnąłem:
- Zadbaj o swoich rodziców. Gdy przyjdzie czas, wymaż im pamięć i wyślij ich do Australii.
Po tych słowach Hermiona skinęła głową a ja podszedłem do Snape'a, otworzyłem buteleczkę.
- Twoje zdrowie Snape - uśmiechnąłem się i wypiłem zawartość o smaku soku malinowego do dna.
- Gorzej będzie zaraz z twoim - to mówiąc uśmiechnął się ponuro.
- Czy to znaczy, że nie podałeś mi tego eliksiru o którym mówiłeś?
- Ależ skąd, Qurd, ten eliksir to jedyna moc w Hogwarcie silniejsza od ciebie.
Snape jeszcze coś tłumaczył z drwiącym uśmieszkiem a ja zacząłem widzieć podwójnie. Chociaż nie, wszystko było normalne tylko swoje ciało widziałem podwójnie. To było tak jakbym stał sam w sobie, z tą tylko różnicą, że oba moje istnienia nieznacznie poruszają się w innych kierunkach. Nagle nad jednym z moich istnień przestałem mieć kontrolę. Zachwiałem się i upadłem na posadzkę. Snape i Mcgonagall podeszli do mojego leżącego ciała. Snape za pomocą różdżki ułożył moje ciało na wznak, skrzyżował moje ręce na piersi i schylił się zamykając mi otwarte jeszcze oczy.
- Tak Qurd pozbywamy się nieproszonych gości.
- Nieeee, znowu to zrobiłeś, najpierw Dumbldore a teraz ten człowiek! - krzyknęła Hermiona Granger i wybiegła z biblioteki rozpaczając.
- Panno Granger, Hermiono zaczekaj! - zawołała profesor Mcgonagall i wybiegła za swoją podopieczną.
Wyciągnąłem rękę w stronę Snape'a w celu zemszczenia się na nim za to co mi zrobił i oniemiałem. Teraz dopiero przyjrzałem się swojemu istnieniu, które jeszcze funkcjonuje. Byłem przezroczysty, byłem hologramem w 3D, byłem poświatą, byłem duchem a raczej duszą oddzieloną od swojego ciała. Ogarnął mnie błogi spokój a nawet uczucie radości. Zacząłem rozglądać się po ludziach, widziałem ich dusze uwięzione w ciasnych ciałach. Moja nie czuła już ciężaru ciała, nad którym Snape'a z troską coś przygotowywał.
Zobaczyłem jego duszę udręczoną, która miała takie same wątpliwości co i Hermiona Granger. Czy aby napewno dobrze dobrał składniki do zrobienia eliksiru, którego robił przecież pierwszy raz i nie zabił mugola. Widziałem dusze uczniów, którymi targała nienawiść do profesora eliksirów oprócz tych, których Snape był opiekunem ich domu. Ci wierzyli mu bezgranicznie. Widziałem nie tylko dusze będące w bibliotece, ale również poza nią, nawet poza bydynkiem szkoły dla czarodziejów. Nie ograniczało mnie nic, ani ściany, ani przestrzeń.
Ze ściany, w której niedawno zniknął Irytek, wyłonił się inny duch Hogwartu, prawie bezgłowy Nick. Popatrzył na mnie i powiedział:
- Nie zatrzymuj się. Ten czas tutaj jest ograniczony. Jak za długo będziesz się zastanawiał to utkniesz tu na zawsze.
Faktycznie, opierałem się sile, która ciągnęła mnie ku górze a tak chciałem się napatrzeć na tą nową rzeczywistość. Spojrzałem do góry i widziałem jak sklepienie biblioteki zbliża się do mnie. To nie było złudzenie. To nie sufit zbliżał się do mnie, tylko ja unosiłem się do góry. Leciałem do Nieba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz